środa, 21 grudnia 2011

Kolędowy czas


Rozsypane nuty kołysały się wolniutko w powietrzu. Roztapiały się w ciszy i w innych, wpadały w uszy, kołowały pod sufitem, ptasio przysiadały na gałązkach choinki, by na koniec kocio zwinąć się i cichutko usnąć.
Imbryk z Dzbankiem kolędowali. Nieczysto, ale radośnie wyśpiewywali Gloryja.
W mroku jaśniała Betlejemska Gwiazda.
Chwała na wysokości, pokój na ziemi – KTOŚ spowolnił w nas szaloną karuzelę

wtorek, 20 grudnia 2011

Mot(h)ylarium


Delikatnie wychylił się znad płachty liścia, zbliżając powoli lupę w kierunku kolejnego okazu. Lekko drżące skrzydełka zdawały się rozmywać dzięki magnifikacji dodatkowego oka. Gdy wpatrywał się w misterne motyle wzory zastanawiał się nad wieloma sprawami. Dlaczego na przykład taki Morpho peleides wygląda jak niebo po burzy? Czy wynika to z WYŻSZEJ KONIECZNOŚCI, czy też może to kaprys Stwórcy, ozdoba dla ukochanej. I jakże to tak, że tak szpetne za młodu w swej gąsienicznej formie, potrafią rozkwitnąć niczym pąki kwiatów na wiosnę….. Tymczasem inna myśl zmąciła Imbrykowi beztroską kontemplację skrzydlatych impresji – czyż prawdziwe piękno nie trwa wiecznie, nie przemija w odróżnieniu od kolorów na motylich skrzydłach…?

Tradycyjny jesienią filozoficzny nastrój udzielił się w tym roku Panu Imbrykowi wyjątkowo wcześnie.

Dzbanek energicznie potrząsał uszami, strzepywał ciekawskich, skrzydlatych gości, przysiadujących na jego głowie. Tropikalna atmosfera tego miejsca, oraz duszne rozważania jego Pana, sprawiły, że zaczynał czuć się coraz bardziej znużony.
-Już wolę oglądać nasze swojskie Bielinki, gdy roją się w ciepłe wiosenne dni nad naszym ogródkiem. Można wtedy przyglądać się temu przez zmrużone oczy, ciesząc się nadejściem wiosny….

Cichutki szum obwieścił, że oto jak zwykle bez zapowiedzi rozpoczęła się tropikalna mżawka…

środa, 14 grudnia 2011

We wspomnieniach


Imbryk z czułością patrzył na pędzącą kolejkę. Sprawiono mi prawdziwą radość, mam to, o czym zawsze marzyłem. Jest taka jak ta, którą miałem kiedyś.
Przy choince piętrzył się jeszcze stosik zapakowanych prezentów a on siedział i patrzył jak blaszane, lekko już zużyte wagoniki mkną za oszalałą, rozterkotaną lokomotywą.
Dzbanek z niedowierzaniem spoglądał na lunetę. Była niezwykła – pozwalała spojrzeć w głąb każdego. Znana była miłość pieska do gwiazd i obserwacji.
- Prezenty, wymyślane, wybierane, wypieszczone myślą są jak ocieplacze kładzione na zlodowaciałe od nadmiaru serca.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Zabłysnąć


Za oknami panowała chłodna ciemność. W pokoju pachniało świeżą jedliną, miodem i korzeniami. Czas, zatrzymany na moment, stawał się coraz bardziej dostojny i uroczysty.
Pogubiły się nam anielskie włosy – Imbryk stroił choinkę. Drabina pozwalała mu sięgać aż na sam jej czubek.
Dzbanek spojrzał na melonikową przykrywkę trzymanego w łapkach naczynia ze świeżutką imbirowo-malinową herbatą. Spokojnie obserwował skomplikowane ewolucje pana, siedząc na szczycie zigguratu, zbudowanego ze stołu, taboretu i stosu książek.
- Mamy rajskie wonie, zapach spokoju i sytości, po prostu święta. Teraz tylko niech zabłyśnie, zajaśnieje GWIAZDA. Ona nas poprowadzi – przez święta i może nawet trochę dalej.