niedziela, 27 września 2009

Piernikowo


Zmierzchało. Wilgotny i króciutki grudniowy dzień kończył się, choć zegar pokazywał dopiero godzinę czwartą po południu.
W całym domu unosił się zapach miodu i korzeni. Pan Imbryk i Dzbanuszek od rana byli zajęci wypiekaniem pierników. Ubrani w kucharskie czapki i wykrochmalone, białe fartuchy spokojnie wykrawali pierniki. Układali je na blaszkach i po kolei wkładali do nagrzanego piekarnika.
- Mamy już piernikową górę – pan Imbryk z zachwytem spojrzał na piętrzące się gwiazdki serduszka i półksiężyce. - Teraz tylko popakować wszystkie do kolorowych pudełek przewiązać czerwoną albo zieloną wstążką i gościńce gotowe.
Trochę zostawimy dla siebie, a ty Dzbanku możesz zostać ozdabiaczem pierników.
Piesek pochylał się właśnie nad blaszką pełna piernikowych gwiazdek. – Szkoda, że nie ma złotego lukru i brakuje wysokiej drabiny. Niebo byłoby klasyczne i może pojaśniałoby na świecie.
Jak niewiele potrzeba, żeby ozłocić noc, ale czy taka noc wymaga pozłotki?

sobota, 26 września 2009

Miodobranie


Pszczoły unosiły się chmarą. Oblepiały ramkę z plastrem miodu, broniły dostępu do skarbu.
- Trzeba je zmiatać bardzo delikatnie, żeby żadnej nie zrobić krzywdy. Jeśli któraś da znać innym, ze dzieje się coś złego - zaczną nas atakować – Imbryk z wprawą wyjmował kolejne ramki, na których roiło się od owadów.
Dzbanek trzymał odymiarkę i poruszał nią energicznie. Z tlącego się próchna wydobywał się gęsty i gryzący dym. Na chwilę otumaniał owady, które Imbryk zgarniał gęsim skrzydłem w ciemność ula. Razem biegli ze skrzynką ciężką od miodnych ramek do stojącego pod lipą stołu, zdejmowali wosk z plastrów i wstawiali ramki do wirówki.
Miód spływał po jej ściankach. Różne kolory i smaki łączyły się, dając pierwszeństwo temu, którego było najwięcej. Dziś zbierali lipowy – bursztynowy i pachnący, lekko gorzkawy i ostro rysujący gardło, gdy wylizywało się kolejną łyżeczkę.
- Dzbanku, jesienią będziemy pić herbatkę rumiankową. Smaki i aromaty połączą się, dając od siebie wszystko najlepsze. Na chwilę wróci w nas lato: nad głowami zaszumią lipy a przed domem zakwitnie rumianek…
Piesek spoglądał na fruwające wszędzie pszczoły. – Tak łatwo można wszystko stracić. Pracowicie zbierane, układane, bezustannie strzeżone teraz zabierane bez uprzedzenia i przeprosin.
- Gdzie postawiłeś słoiki, piesku? Nalejemy miodu i zrobimy sobie i pszczołom przerwę.
Dzień będzie długi i pracowity, tym razem nie tylko dla pszczół. - Praca przynosiła mu zadowolenie. Na stole rosła bursztynna brzemienność słoików.
Dzbanek polizał łapkę, po której płynęła złota strużka. - Właśnie unicestwiłem pracę czyjegoś życia…I to było słodkie – pomyślał z leciutkim uśmiechem.

wtorek, 22 września 2009

Wytwórnia deszczu


Wytwórnia deszczu to niezwykłe miejsce – perorował Pan Imbryk nachylając się nad srebrzystym lejem, którym od rana pompowano wodę.
Prognoza pogody nie pozostawiała złudzeń –wieczorem miała być ulewa, a obłok wcale nie zamieniał się w brzemienną deszczem chmurę. Wciąż wyglądał na łagodnego cirrusa.
Dzbanek z uwagą wpatrywał się we wskazania machiny do robienia deszczu. Płanetnicy obsługiwali ją z wielką wprawą, we właściwych momentach przestawiając wajchy i zakręcając lub odkręcając kurki.
- Żeby tylko zdążyć do wieczora – rozmyślał piesek – ziemia wyczekuje orzeźwienia, niebo już nabrało szarawego odcienia, a jaskółcza młodzież fruwa coraz niżej.
- Zwiedzanie, oglądanie, odkrywanie to bardzo wakacyjne zajęcia. Porzucamy znane trasy i utarte ścieżki. Oglądamy kulisy działania świata. Dobrze je poznać, Dzbanku, inaczej wciąż zadajemy nierozsądne pytania: dlaczego?, po co?, jak to?
Piesek obrzucił wzrokiem skomplikowaną instalację.
- Wcale nie chcę podglądać deszczu. Nie wydaje mi się to szczególnie ładne. Lubię, kiedy spada na nas, na drzewa, domy, spływa rynnami albo żłobi ścieżki w ogrodzie.
Pobrudziliśmy deszcz – ze smutkiem pomyślał Dzbanuszek