sobota, 15 sierpnia 2009

Nie-zwykle


Był wczesny wieczór. Na dworze powoli robiło się ciemno. W sali siedziały wszystkie dzieci z miasteczka. Niektóre były tak małe, że przyszły z rodzicami. Siedziały teraz grzeczne i przejęte na ich kolanach. Inne, z braku miejsc, siedziały wspólnie na jednym fotelu.
Bordowa pluszowość kotar i foteli nakazywała im spodziewać się czegoś niezwykłego.
Scena z muszlą budki suflera była ciemna, tylko dwie postaci oświetlał snop światła z reflektorów.
Dzbanek w fioletowym płaszczu w gwiazdy wolno przesuwał się po scenie. Czapka maga niepewnie trzymała się łebka, musiał bardzo uważać, by nie zsunęła się mu na oczy.
- Może nawet lepiej byłoby nie widzieć tych wszystkich sztuczek – piesek z rozpaczą spojrzał na widownię. Dzieci uległy oczarowaniu. Wpatrywały się w postać czarodzieja tak intensywnie, że nie pamiętały, żeby kręcić się i szeleścić rozwijanymi z papierków cukierkami.
Pan Imbryk wznosił właśnie czarodziejską różdżkę. Za chwilę wyrosną jedwabne kwiaty lub w dłoniach pojawią się złote monety, może nawet wyfruną gołębie.
Życie bez odrobiny zaskoczenia byłoby nudne – mruknął pod nosem Imbryk. Nie obruszaj się tak piesku, to tylko niewinne złudzenia.
Dzbanek na chwilę przymknął oczy. – Pan Imbryk kocha wymyślanie zabaw prawie tak mocno jak wyszukiwanie kierunków podróży. To dodaje byciu lekkości.
Widownia zaczęła śmiać się i klaskać.