poniedziałek, 24 września 2012

Odlot

„Z zazdrości ptakom jest samolot” zanucił cichutko Imbryk, wyglądając przez wielkie panoramiczne okna. Samoloty lądowały i startowały w sobie wiadomym porządku. Słychać było świst silników i powietrza. Na ruchomych chodnikach, przy stanowiskach odpraw, w poczekalniach było tłoczno. Imbryk odprawiał bagaż. Ze zdumieniem spostrzegł Dzbanka traktowanego jak walizka. Piesku, zejdź z wagi bagażowej – powiedział półgłosem – nawet odlot nie jest wystarczającym powodem, by się na to godzić. Dzbanek, wyrwany z trybów machiny, spoglądał tęsknie w kierunku wyjścia. - Odlatujemy, odlatujemy, spisani, oblepieni biletami, znakami, rozdzieleni i posegregowani. Zupełnie inaczej niż ptaki. Gna nas nie wiadomo dokąd i po co. Śliczna stewardessa na plakacie uśmiechnęła się do niego krzepiąco.

Winobranie

Na brzuchatych pagórkach układały się pasy winorośli. Słońce wsączało w kiście swoją moc. Ziemia, mocno już nagrzana, pachniała. Imbryk pracował. Metodycznie i dokładnie zbierał winogrona. Wrzucał je do wielkich koszy. - Ważne jest to jak zbieramy Dzbanku. Nie można tego robić szybko i ze złością. Zrywając nie wolno zakwasić winogron jadem pospiechu. Także nadmiar delikatności nie jest dobry – wino wychodzi za ciężkie od słodyczy. Wino z dobrze zebranych, napitych słońcem winogron z tej ziemi jest pełne. Lekkie i dojrzałe rozkwita aromatami porównywalnymi tylko z aromatem najlepszej herbaty – perorował Imbryk. Dzbanek kołysał się na drabinie. Pomagał swemu panu, ale małym pieskom trudno znaleźć szczęście nad ziemia. - Wolałbym nawet pogonić kota. Ziemia pod łapami czyni psie serce szczęśliwym – przemknęło mu miedzy jednym błyśnięciem sekatora a drugim. Winogrona piętrzyły się bez refleksji, czekając na moment przemiany

Wśród porcelany

Drzwi skrzypnęły nieznacznie, lekko trącając zawieszony nad nimi staroświecki dzwonek. Już samo przejście przez próg sklepu, pozwalało się przekonać, że to właśnie jedno z tych miejsc, gdzie czas dawno zatrzymał się na dobre. Pan Imbryk z przyjemnością stwierdził, że znów towarzyszy mu to specyficzne uczucie, obecne zawsze, kiedy wstępuje w magiczne światy. Sklep z porcelaną – już od progu dawało się wyczuć zapach starych mebli, któremu towarzyszył półmrok stwarzany przez antyczne zasłony, a całości dopełniała dębowa lada sklepowa ozdobiona w egzotyczne wzory. Zazwyczaj czuł się tu bardziej jak w gabinecie figur woskowych niż w sklepie, a patrzące zewsząd porcelanowe imbryki, powodowały dziwne wrażenie. W tym osobliwym miejscu pozwalał sobie zwykle na chwilę zadumy. Jego refleksje dotyczyły pojmowania piękna i tego, że minęły czasy gdy forma w jakiej tworzono przedmioty była równie ważna jak ich funkcjonalność. Zastanawiał się też co zaszło w świecie, że tak trudno o przedmioty, które przez swą kruchość są właśnie wyjątkowe. Dzbanek przyglądał się zadumie swego pana nieco już zniecierpliwiony oczekiwaniem, aż ONA pojawi się za ladą. Zastanawiał się, czy ich częste wizyty w Porcelanowym Świecie wynikają z fascynacji jego Pana tym cudownym miejscem, czy to raczej kolejne okazje do spotkania się z NIĄ. Rozważania te przerwał odgłos kroków dobiegających z korytarza….