piątek, 14 grudnia 2007

Wyzwania


Było strasznie zimno. Lekko wiało i sypało drobnym śniegiem. Duch sportowy nie ulegał jednak osłabieniu. Ćwiczyli zapamiętali. Imbryk co rusz machał chorągiewką przyzwalająca na start a Dzbanek po raz kolejny lądował w wielkiej zaspie. Nieco tylko zdumiony wchodził znowu na górę i zamiast rozkoszować się widokami przybierał postawę skoczka. Pozwalał, by góra zepchnęła go w objęcia wiatru, który niósł drobne ciałko zawodnika „Herbacianego Herbu” daleko. Tylko lądowania były nieprzyjemne – zderzenia z ogromem ziemi, jej twardością przypominały pieskowi, że jego kości nie są ptasio lekkie.
- Mój pan za bardzo przejął się hasłem, by wyzwolić w sobie orła. Kryształowa kula śni mu się po nocach a ja nie potrafię zrealizować jego marzeń. Czy zawodnik powinien stawiać sobie własne wyzwania czy sięgać po pragnienia innych? Ulegać cudzym wyobrażeniom czy pozostać sobie wiernym? Niech dzisiejsze zawody zweryfikują nasze wysiłki.

piątek, 7 grudnia 2007

Delicatessen


Pan Imbryk włożył fartuch i ujął w obie ręce wielki topór rzeźnicki. Zawiesił go na chwilę nad drewnianym stołem służącym do dzielenia mięsa. Kiedy przymierzał się do uderzenia naszła go niespodziana refleksja:
- I do czegóż doprowadziłem, zgadzając się zastąpić mojego przyjaciela? Oto wielbiciel smaków Chin i Indii oddaje się pod władanie prymitywnego narzędzia. Jak wielką uwagą trzeba się wykazywać szafując pomocą. Nie każdej powinniśmy udzielić, nie zawsze, nie wszystkim? Mimo wszystko wolę znosić te okropne zapachy niż utracić możność dyskusji z najszacowniejszym interlokutorem.
- Dzbanku, przestań się motać w czepku, nawet Ty zyskasz nowe doświadczenia. Świat nie składa się tylko z lukru wzniosłości, czasami trzeba dotknąć mięsa.
Dzbanuszek, uwięziony w czepku sklepowej, przebierał bezradnie łapami
Argumenty Imbryka przygwoździły go do kafelkowanej podłogi w kolorze terakoty. Nad głową błyskały mu rzeźnickie haki – niebo gwiaździste na najbliższy tydzień