Statek przybił do nabrzeża.
Po dniach kołysania stały ląd. Pan Imbryk kierował się do zejścia.
Podstawiono już trap. Dzbanuszek szamotał się, krążąc pomiędzy Imbrykiem a
opasłym ekwipażem.
- Przybyliśmy! – pomyślał z tryumfatorskim błyskiem w oku Imbryk.
- Zobaczyliśmy i dziwne mam przeczucie, ze na tym podobieństwo do Cezara
się zakończy.
-Zwycięstwo – owszem – tylko nad czym? Nad słońcem, zielonością
herbacianych tarasów czy monsunowym deszczem? – Dzbanuszek rzucił wymowne
spojrzenie w dal i ruszył.
Nie było w nim entuzjazmu spod znaku „witaj przygodo!”