poniedziałek, 21 grudnia 2009

Ten Który Dostarcza Prezenty


I jak tu zdążyć ze wszystkim na czas…? Dzbanuszek nerwowo rozglądał się wypatrując za śnieżnymi zaspami choćby jednego zabłąkanego skrzata, do pomocy przy dzisiejszym zadaniu. Pan Imbryk przejęty nową rolą, pewnie dzierżył lejce, renifery żwawo pomykały w ciemność nocy. Buchająca z ich nozdrzy para ulatywała w kosmos, rozświetlana przez wschodzący właśnie sierp księżyca.. Sanie sunęły równo, z tyłu wesoło grzechotały pakunki z prezentami.
-Żeby tylko dojechać do wszystkich na czas – mruczał pod nosem Pan Imbryk. Odkąd podjął się misji Dostawcy Prezentów głownie ta myśl zaprzątała mu głowę. Postanowił, że sprawa jest najwyższej wagi, by nikt nie zwątpił w istnienie Tego Który Dostarcza Prezenty. Gdy wyjechali z lasu na otwartą przestrzeń wreszcie podjął decyzję.
-Dzbanku trzymaj się – startujemy…..

Piesek chwycił mocniej okalającej burty poręczy, Imbryk ściągnął lejce, sanie z lekkim drżeniem oderwały się od śniegu i już tylko z lekkim świstem poszybowały w nieznane. Za nimi unosił się tylko i wirował śnieżny pył…

piątek, 18 grudnia 2009

niedziela, 27 września 2009

Piernikowo


Zmierzchało. Wilgotny i króciutki grudniowy dzień kończył się, choć zegar pokazywał dopiero godzinę czwartą po południu.
W całym domu unosił się zapach miodu i korzeni. Pan Imbryk i Dzbanuszek od rana byli zajęci wypiekaniem pierników. Ubrani w kucharskie czapki i wykrochmalone, białe fartuchy spokojnie wykrawali pierniki. Układali je na blaszkach i po kolei wkładali do nagrzanego piekarnika.
- Mamy już piernikową górę – pan Imbryk z zachwytem spojrzał na piętrzące się gwiazdki serduszka i półksiężyce. - Teraz tylko popakować wszystkie do kolorowych pudełek przewiązać czerwoną albo zieloną wstążką i gościńce gotowe.
Trochę zostawimy dla siebie, a ty Dzbanku możesz zostać ozdabiaczem pierników.
Piesek pochylał się właśnie nad blaszką pełna piernikowych gwiazdek. – Szkoda, że nie ma złotego lukru i brakuje wysokiej drabiny. Niebo byłoby klasyczne i może pojaśniałoby na świecie.
Jak niewiele potrzeba, żeby ozłocić noc, ale czy taka noc wymaga pozłotki?

sobota, 26 września 2009

Miodobranie


Pszczoły unosiły się chmarą. Oblepiały ramkę z plastrem miodu, broniły dostępu do skarbu.
- Trzeba je zmiatać bardzo delikatnie, żeby żadnej nie zrobić krzywdy. Jeśli któraś da znać innym, ze dzieje się coś złego - zaczną nas atakować – Imbryk z wprawą wyjmował kolejne ramki, na których roiło się od owadów.
Dzbanek trzymał odymiarkę i poruszał nią energicznie. Z tlącego się próchna wydobywał się gęsty i gryzący dym. Na chwilę otumaniał owady, które Imbryk zgarniał gęsim skrzydłem w ciemność ula. Razem biegli ze skrzynką ciężką od miodnych ramek do stojącego pod lipą stołu, zdejmowali wosk z plastrów i wstawiali ramki do wirówki.
Miód spływał po jej ściankach. Różne kolory i smaki łączyły się, dając pierwszeństwo temu, którego było najwięcej. Dziś zbierali lipowy – bursztynowy i pachnący, lekko gorzkawy i ostro rysujący gardło, gdy wylizywało się kolejną łyżeczkę.
- Dzbanku, jesienią będziemy pić herbatkę rumiankową. Smaki i aromaty połączą się, dając od siebie wszystko najlepsze. Na chwilę wróci w nas lato: nad głowami zaszumią lipy a przed domem zakwitnie rumianek…
Piesek spoglądał na fruwające wszędzie pszczoły. – Tak łatwo można wszystko stracić. Pracowicie zbierane, układane, bezustannie strzeżone teraz zabierane bez uprzedzenia i przeprosin.
- Gdzie postawiłeś słoiki, piesku? Nalejemy miodu i zrobimy sobie i pszczołom przerwę.
Dzień będzie długi i pracowity, tym razem nie tylko dla pszczół. - Praca przynosiła mu zadowolenie. Na stole rosła bursztynna brzemienność słoików.
Dzbanek polizał łapkę, po której płynęła złota strużka. - Właśnie unicestwiłem pracę czyjegoś życia…I to było słodkie – pomyślał z leciutkim uśmiechem.

wtorek, 22 września 2009

Wytwórnia deszczu


Wytwórnia deszczu to niezwykłe miejsce – perorował Pan Imbryk nachylając się nad srebrzystym lejem, którym od rana pompowano wodę.
Prognoza pogody nie pozostawiała złudzeń –wieczorem miała być ulewa, a obłok wcale nie zamieniał się w brzemienną deszczem chmurę. Wciąż wyglądał na łagodnego cirrusa.
Dzbanek z uwagą wpatrywał się we wskazania machiny do robienia deszczu. Płanetnicy obsługiwali ją z wielką wprawą, we właściwych momentach przestawiając wajchy i zakręcając lub odkręcając kurki.
- Żeby tylko zdążyć do wieczora – rozmyślał piesek – ziemia wyczekuje orzeźwienia, niebo już nabrało szarawego odcienia, a jaskółcza młodzież fruwa coraz niżej.
- Zwiedzanie, oglądanie, odkrywanie to bardzo wakacyjne zajęcia. Porzucamy znane trasy i utarte ścieżki. Oglądamy kulisy działania świata. Dobrze je poznać, Dzbanku, inaczej wciąż zadajemy nierozsądne pytania: dlaczego?, po co?, jak to?
Piesek obrzucił wzrokiem skomplikowaną instalację.
- Wcale nie chcę podglądać deszczu. Nie wydaje mi się to szczególnie ładne. Lubię, kiedy spada na nas, na drzewa, domy, spływa rynnami albo żłobi ścieżki w ogrodzie.
Pobrudziliśmy deszcz – ze smutkiem pomyślał Dzbanuszek

sobota, 15 sierpnia 2009

Nie-zwykle


Był wczesny wieczór. Na dworze powoli robiło się ciemno. W sali siedziały wszystkie dzieci z miasteczka. Niektóre były tak małe, że przyszły z rodzicami. Siedziały teraz grzeczne i przejęte na ich kolanach. Inne, z braku miejsc, siedziały wspólnie na jednym fotelu.
Bordowa pluszowość kotar i foteli nakazywała im spodziewać się czegoś niezwykłego.
Scena z muszlą budki suflera była ciemna, tylko dwie postaci oświetlał snop światła z reflektorów.
Dzbanek w fioletowym płaszczu w gwiazdy wolno przesuwał się po scenie. Czapka maga niepewnie trzymała się łebka, musiał bardzo uważać, by nie zsunęła się mu na oczy.
- Może nawet lepiej byłoby nie widzieć tych wszystkich sztuczek – piesek z rozpaczą spojrzał na widownię. Dzieci uległy oczarowaniu. Wpatrywały się w postać czarodzieja tak intensywnie, że nie pamiętały, żeby kręcić się i szeleścić rozwijanymi z papierków cukierkami.
Pan Imbryk wznosił właśnie czarodziejską różdżkę. Za chwilę wyrosną jedwabne kwiaty lub w dłoniach pojawią się złote monety, może nawet wyfruną gołębie.
Życie bez odrobiny zaskoczenia byłoby nudne – mruknął pod nosem Imbryk. Nie obruszaj się tak piesku, to tylko niewinne złudzenia.
Dzbanek na chwilę przymknął oczy. – Pan Imbryk kocha wymyślanie zabaw prawie tak mocno jak wyszukiwanie kierunków podróży. To dodaje byciu lekkości.
Widownia zaczęła śmiać się i klaskać.