
Kanapa miała wysokie oparcie. Deseń na jej poduszkach był tak dobrany, ze podkreślał wytworność sukien i kapeluszy dam.
Dziś Imbryk miał wykonać fotografie sióstr.
Weszły właśnie. Zupełnie do siebie niepodobne a jednak niepozostawiające wątpliwości, że są spokrewnione.
Obie w długich sukniach, zakończonych delikatną pianką falban, z parasolkami i w ocieniających alabaster twarzy kapeluszach.
Dzbanuszek pomagał Imbrykowi w atelier. Lekko przesunął statyw aparatu, wyprostował kobierzec i zaciągnął właściwą zasłonę.
- Lubię ludzi złowionych w czasie. Zdjęcia w przeciwieństwie do nieustannego ruchu, jakiemu się poddajemy zachowują bezruch.
Nawet wiatr zostaje pochwycony…
Imbryk przyglądał się damom z uwagą. Wskazał miejsca na kanapie, przysunął konsolkę z flakonem pełnym kosaćców, leciutkim ruchem poprawił ustawienia pań, zmienił oświetlenie i zniknął pod czarną peleryną.
Wybuch magnezji oświetlił twarze dam i zatrzymał je na wieki na światłoczułej płytce.
2 komentarze:
Ależ z nich fachowcy!
Jest coś magicznego w tym, kiedy w ciemni na czystym arkusiku papieru fotograficznego pojawia się czyjaś twarz. Jest coś jeszcze bardziej chyba magicznego w starych dagerotypach, postać za szybką wygląda jakby gdzieś, nie wiadomo gdzie, żyła własnym życiem. Nic dziwnego, że dawniej niektórzy ludzie się bali fotografii :) Pozdrawiam!
Dzięki za komentarz!:)
Prześlij komentarz