
Na ulicy było cicho. Tylko gdzieniegdzie, przez rozsunięte rzymskie zasłony, można było dostrzec codzienny rytuał. Pan Imbryk zmierzał jak co dzień do herbaciarni. Obok jego nóg posłusznie szedł mały łaciaty Dzbanuszek. -Zobaczmy, co dobrego mamy dziś na Liście - uśmiechnął się do niego Pan. Dzbanuszek rozumiejącym wzrokiem spojrzał na Imbryka. Znał obyczaje swojego właściciela. Wiedział, że mimo iż przygląda się długo, waży i rozmyśla nad wyborem, znowu zamówią herbatę o śliwkowym smaku i czerwono-fioletowej barwie, podobną do nieba na chwilę przed zmrokiem. Liście tej mieszaniny, na którą padnie za chwilę wrzątek będą wolniutko rozwijały się w cieple oczekiwania, kołysane łagodnie w doskonałej obłości. Istniejąca jeszcze przed chwilą porcelanowa bladość Pana Imbryka zacznie nabierać barwy, rozjarzy się od środka delikatnym kolorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz