czwartek, 27 września 2007

Na tropie


Dzbanku, jak tam nasz obiad ? – zapytał pan Imbryk uporczywie wypatrując czegoś w oddali.
Było bardzo zimno i każdy oddech unosił się z dzióbka Imbryka obłokiem pary.
Piesek, przestraszony i zmarznięty, odczuwał obecność czegoś nieokreślonego. Wszystko, może prawie wszystko wyglądało tak jak powinno wyglądać, a jednak coś wprawiało go w niepokój.
To dziwne, ale ciągle mam wrażenie, że nie jesteśmy sami na tym odludziu. Kiedy rozpalam ogień albo parzymy z panem herbatę czuję na sobie czyjś wzrok, ktoś ukradkiem podgląda jak rozbijamy obóz, czyjeś oczy patrzą, kiedy rano zwijamy namioty i pakujemy plecaki. Może to wcale nie my szukamy, tylko sami jesteśmy wytropieni. Nawet ten dziwny, wielki but, który znaleźliśmy w śniegu – może wcale nie został znaleziony.
To tylko nerwy, za długo i za daleko odeszliśmy już od domu – napominał się łagodnie Dzbanuszek. Tutaj tak trudno o głos, który przywoła w panu Imbryku rozsądek, że sam tracę nadzieję na zakończenie wielkich poszukiwań.

1 komentarz:

marikodzi pisze...

zupełnie jakby Imbryczek z Dzbankiem robili piknik pod wiszącą skałą...