czwartek, 23 sierpnia 2007

Jesień


Kasztany leżały rozsypane na stole. Przez otwarte okno zaglądały ciekawskie promyki złotorudej jesieni. W cichym prześwietlonym powietrzu unosiły się zapachy liści i dymu. Było spokojnie. Pan Imbryk z Dzbanuszkiem siedzieli zajęci tworzeniem kasztanowego świata. Pojawiały się ludziki z czapeczkami najeżonymi kolcami i zapałczanymi rękami. Pani Jesień za oknem czekała, by tchnąć w ich kasztanowe piersi rdzawe oddechy. Za chwilę zgraja kasztaniaków wróci bawić się na wysychającej z rosy trawie, pomaszeruje leśnymi drogami do kieszeni przechodzących. Dzbanuszek był zachwycony. „Mój pan potrafi tworzyć, użycza innym możliwości życia, poznawania świata i robi to po prostu, od niechcenia, jakby mimochodem. Parzy herbatę, która przypłynęła z dalekich ludnych portów i buduje całkiem inne kosmosy".

poniedziałek, 20 sierpnia 2007

Oczekiwanie


Dzbanuszek siedział na peronie. Obok raz w jedną raz w druga stronę przejeżdżały pociągi. Pan Imbryk z leciutkim uniesieniem dzióbka odprawiał je obłoczkiem wypuszczanej pary. Udawali się w podroż, bo niekiedy trzeba wyjechać. Pan Imbryk miał nadzieję, że pozna i doświadczy czegoś wspaniałego, dokona wielkich rzeczy a przynajmniej będzie miał możliwość swobodnego ich konfabulowania w myślach pod pretekstem wnikliwego oglądania krajobrazów przesuwających się za oknem. Dzbanek coś ostatnio dziwnie mi się przygląda, pociąga nosem jakby wszystko wiedział. Podróż dobrze mu zrobi. Nowe miejsca zmuszają do całkiem nieoczekiwanych myśli i zachowań.

piątek, 10 sierpnia 2007

Wiatr


Posuwali się nieśpiesznie kamienistą drogą wijącą się wśród gryczanych pól. Pan Imbryk mocno trzymał kierownicę a Dzbanuszek wypatrywał dogodnego do biwakowania miejsca. Panowała zupełna flauta, nie poruszało się nawet źdźbło trawy, polne głębiny rozciągały się bez ruchu. Tylko strach na wróble wyciągał obleczone płótnem ręce i rozkładał szeroko poły kapoty, żeby złowić wiatr. Słońce świeciło coraz mocniej i pan Imbryk poczuł, że spod melonikowej przykrywki za chwilę wypłyną bladozłote strużki lekkiej porannej herbaty. Dzbanku, szukamy cienia, rozkładamy zastawę – dziś śniadanie na trawie - zakomenderował służbiście. Niema modlitwa stracha została wysłuchana i na sielski krajobraz spadł kruczoczarny wiatr. Wyrwał z pól westchnienie, zatoczył krąg tworząc jasnozieloną pianę, musnął korony drzew, pogłaskał połą miękkiego płaszcza Dzbanka i cichcem skradł jaśminowy zapach znad filiżanki Pana Imbryka. Stary psotnik – pomyślał Imbryk unosząc w górę dzióbek.


Powrót

czwartek, 9 sierpnia 2007

Absolut


Każdy ma prawo do wzniosłości, pomyślał walecznie pan Imbryk, stanowczym ruchem przystawiając drabinę do muru. Patrzył w górę i szeptał pod nosem – nie ma co, przecież nie zrezygnuję w Połowie Drogi. Muszę iść, Imperatyw wewnętrzny wzywa… Żeby tylko nie spadł - myślał Dzbanuszek, siedzący cichutko u podnóża wznoszącej się w górę drabiny. Tak trudno teraz o dobrego Pana. Obwąchał leżący przy murze tom „Krytyki czystego rozumu”. Imbryk spoglądał z nadzieją w górę, obliczał coś w myślach, utwierdzał się w postanowieniach. „Przecież nie ma wątpliwości, że sobie poradzę, mam w plecaku żelazny zapas rozjaśniającej myśli zielonej herbaty i ulubioną filiżankę…” Czy pieski też muszą podejmować próby? - pytał samego siebie Dzbanuszek – Absolutnie nie wejdę na te chybotliwą drabinę. Coś mówiło mu, że nie nadeszła jeszcze pora powrotu

środa, 8 sierpnia 2007

Dream


Leżąc wygodnie w łóżku Pan Imbryk wydmuchiwał sny przez uniesiony w górę dzióbek. Powietrze lekko kołysało się w takt jego sennych marzeń. Księżyc z zaciekawieniem przyglądał się poczynaniom Dzbanuszka. Piesek patrzył na rozgwieżdżone niebo okiem postawionej na parapecie lunety.
- Ach, polecieć daleko, wysoko, aż do gwiazd. Popatrzeć na Ziemię z Psiej Gwiazdy, zanurzyć się w otchłań kosmosu." Pan Imbryk westchnął głęboko i mruknął przez sen " tak, muszę, muszę…". Dzbanuszek zerknął lekko w kierunku pogrążonego we śnie Imbryka
- Tylko kto prowadziłby mego pana ścieżką na skraju wszechświata. Nie mogę skazywać go na zagubienie we własnych snach. Czasami tylko moje szczekanie jest dla niego drogowskazem. Oddech Imbryka znowu stał się równomierny, jakby uwolnił się od straszliwego ciężaru.
Dzbanek na posterunku przed lunetą śledził ruchy ciał niebieskich, korygował ich bieg i pilnował kosmicznej harmonii.

Zatopieni


Pan Imbryk i Dzbanuszek siedzieli zatopieni w zupełnej bliskości. Na spokojnej powierzchni unosił się kadłub łodzi, którą Pan Imbryk podtrzymywał lekko na luźnej lince wędki.
- Popatrz, Dzbanku, jeden nieostrożny ruch i nasz statek odpłynie nieodwołalnie. Wypływając z tej bezpiecznej przystani pożegluje drogą wśród zielonych włosów syren, natknie się na białe skały wrót śródmorza a później czeka go już tylko zielony ocean Kompanii Wschodnioindyjskiej. Dzbanuszek z psim oddaniem spojrzał na rozmarzone oblicze swojego Pana.
Wiedziony zwierzęcym instynktem szybko zrozumiał, że myśli unoszą Imbryka na szmaragdowe wzgórza, na których łagodnie kołyszą się gałązki z młodymi listkami herbaty….

wtorek, 7 sierpnia 2007

Lista


Na ulicy było cicho. Tylko gdzieniegdzie, przez rozsunięte rzymskie zasłony, można było dostrzec codzienny rytuał. Pan Imbryk zmierzał jak co dzień do herbaciarni. Obok jego nóg posłusznie szedł mały łaciaty Dzbanuszek. -Zobaczmy, co dobrego mamy dziś na Liście - uśmiechnął się do niego Pan. Dzbanuszek rozumiejącym wzrokiem spojrzał na Imbryka. Znał obyczaje swojego właściciela. Wiedział, że mimo iż przygląda się długo, waży i rozmyśla nad wyborem, znowu zamówią herbatę o śliwkowym smaku i czerwono-fioletowej barwie, podobną do nieba na chwilę przed zmrokiem. Liście tej mieszaniny, na którą padnie za chwilę wrzątek będą wolniutko rozwijały się w cieple oczekiwania, kołysane łagodnie w doskonałej obłości. Istniejąca jeszcze przed chwilą porcelanowa bladość Pana Imbryka zacznie nabierać barwy, rozjarzy się od środka delikatnym kolorem.